B.B. King

B.B. King

Mój gust muzyczny w znacznej mierze został ukształtowany przez mojego ojca. Ponieważ jest on wielkim fanem jazzu i bluesa, nie bardzo miałem wyjście – musiałem pokochać oba te gatunki.

Największą kolekcję w płytotece mojego taty stanowią albumy B.B. Kinga. Miałem więc możliwość poznać jego twórczość dość dobrze. I muszę przyznać, że całkowicie rozumiem, dlaczego uważany jest za „króla bluesa” i jednego z najlepszych gitarzystów w historii.

Blues jest muzyką łatwą. Do grania, do śpiewania, do słuchania. Wywodzi się wszak z żalu, rozpaczy i goryczy prostych ludzi, pracujących na plantacjach, w fabrykach, w posiadłościach. Zaznaczam jednak, blues jest muzyką prostą, ale nie prostacką. To jest różnica.

B.B. King uczynił z tej prostej muzyki dzieło sztuki. Wprowadził ją na salony. Jego utwór „Thrill is gone” był pierwszym bluesowym kawałkiem, granym z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Przez 52 lata kariery zawodowej napisał tyle przebojów, że nawet nie będę próbował ich tu wymieniać. Jeżeli chcecie poznać jego twórczość polecam zaopatrzenie się w dowolny album „The Best of…”. Na pewno się nie zawiedziecie.

To jednak co najbardziej ujmuje mnie u B.B. Kinga to jego podejście do bluesa jako takiego. Już sama nazwa wskazuje jakiego rodzaju emocje niesie ze sobą ten gatunek. Blues musi być smutny, prawda? Otóz zdaniem Kinga – nie. W jednym z wywiadów stwierdził, że oczywiście część jego utworów jest przygnębiających, ale że tak naprawdę największą radość sprawia mu granie tych utworów, który powodują, że słuchająca go publiczność jest szczęśliwa.

Nawet jeżeli nie lubicie bluesa, spróbujcie posłuchać jego muzyki – może i was uszczęśliwi?

Poniżej wspomniany wyżej „Thrill is gone”: