Jak już kiedyś pisałem w wolnych chwilach jestem członkiem Teatru Kontrapunkt. Działam w nim od prawie 10 lat i na razie nie zapowiada się, żebym miał przestać. Mało tego, od czerwca poza aktorstwem zajmuję się również reżyserią. Można więc rzecz, że wciągam się w teatr coraz bardziej (o ile to jeszcze w ogóle bardziej możliwe :D). Sztuka nad którą pracujemy nosi tytuł „Masztalerz”.

Muszę Wam powiedzieć, że reżyseria to nie jest łatwe zadanie. Podobnie jak z aktorstwem może się wydawać, że to nic trudnego. Trzeba powiedzieć aktorom gdzie mają stać i co robić i „z czapki”. A właśnie, że nie! Po pierwsze trzeba wiedzieć, gdzie Ci aktorzy mają stać i co robić. W każdej sekundzie spektaklu! Po drugie aktorzy muszą się dobrze czuć w tych sytuacjach, ponieważ to od nich zależy ich interpretacja i wykorzystanie. To nie reżyser gra (chyba, że sam sie obsadzi we własnej sztuce 😀 Ja tak zrobiłem, hehe), tylko aktorzy. Jeżeli oni nie czują się dobrze, nawet najlepszy reżyser polegnie.

Bardzo ważnym składnikiem każdego spektaklu teatralnego (filmu również) jest muzyka. Buduje klimat, podkreśla niektóre fragmenty dialogu. Dlatego już na początku prac na „Masztalerzem” zaczęłem przeczesywać swoją bibliotekę muzyczną w poszukiwaniu odpowiednich utworów. W tej chwile jesteśmy w połowie pracy nad spektaklem (choc najtrudniejsze przed nami), a ja ciągle szukam. Tak trudne jest to zadanie. Mam już kilka pomysłów, wiem, że soundtrack „Masztalerza” będzie się kręcił wokół klimatów jazzowo-instrumentalnych, ale żadnych pewniaków jeszcze nie ma.

Jednym z ciekawszych albumów, który wpadł mi w ręcę podczas poszukiwań jest „East Meets East” Nigela Kennedy’ego, który nagrał wraz z krakowskim zespołem grającym muzykę klezmerską – Kroke. Jest to o tyle zabawne, że w „Pragmatystach”, naszej poprzedniej sztuce, również wykorzystaliśmy jego muzykę. Wtedy byli to „Jeźdźcy Burzy”, czyli cover zespołu The Doors, tym razem stawiam na autorskie kompozycję mieszkającego w Polsce wirtuoza skrzypiec.

„East Meets East” to album, jak bardzo trafnie wskazuje na to jego nazwa, bardzo zakorzeniony we wschodnioeuropejskiej tradycji i kulturze. W szerokim tego słowa znaczeniu. Słuchając tej płyty można odnieść wrażenie, że celem skrzypka było uchwycenie tego specyficznego dla Krakowa nastroju „cesarsko-królewskiego” kotła, w którym obok siebie występowały motywy żydowskie, węgierskie czy polskie. Musze przyznać, że bardzo mi taki nastrój odpowiada.

Szczególnie zaś do gustu przypadły mi dwa utwory i to właśnie o nich myślę pod kątem „Masztalerza”.

Oto one:

„Lullaby for Kamila”

„T 4.2”

Oba bardzo spokojne, oba bardzo nastrojowe. Na razie słucham ich przynajmniej raz dziennie i ciągle nie mogę się zdecydować, które bardziej pasuje do pełnej napięcia sceny miłosnej między głównymi bohaterami. Jeżeli macie swój typ, zachęcam, żebyście się podzielili. A w międzyczasie posłuchajcie całej płyty Nigela. Naprawdę warto!